![]() |
» O filmach
» Liceum
» Bran Nue Dae
![]() Australia 2009 Dla Williego lato 1969 roku jest bardzo udane - łowi ryby, włóczy się ze znajomymi i dziewczyną. Niestety wakacje kończą się i chłopiec musi wrócić do seminarium. Rozstanie z Rosie jest dla Aborygena trudnym przeżyciem. Diaboliczny ojciec Benedykt rządzi w seminarium twardą ręką. Pewnej nocy chłopcy zakradają się do lodówki pełnej coca coli i słodkich batonów. Następnego dnia w kościele odbywa się surowy sąd. Willi ucieka stamtąd i zaczyna się pełna przygód podróż przez malownicze bezdroża Australii. Australijski musical nawiązuje do najlepszych wzorców tego gatunku. Świetna, różnorodna muzyka, znakomite piosenki z licznym chórem i baletem uzupełniają dynamiczną akcję. Całość doprawiona jest humorem i autoironią, mamy więc mnóstwo zabawnych cytatów i zaskakujących pomysłów. Hippisi w niemieckim wydaniu są naprawdę zabawni. Wyzwolona Roxanne, uciekając od męża, chce pokazać niedoświadczonemu Williemu mistyczne drzewo kondomów - takiej seksualnej inicjacji jeszcze w kinie nie było. Aborygeni tańczący Greka Zorbę, stepowanie w kościele lub muzyka Bregowica - co scena, to inny pomysł, kolejne odwołanie do znanych motywów filmowych i muzycznych. "Bran nue dae" to świetny, pogodny film rozrywkowy. Zakończenie i finał, w którym wyjaśnia się, kto czyim jest dzieckiem, stanowi absurdalną puentę o sympatycznym przesłaniu, że miłość jest najważniejsza. Skoro okazuje się, że niemiecki hippis ma za ojca księdza i matkę Aborygenkę, to wszystko jest możliwe. Groteskowy finał przepełnia radość i wszechogarniająca żądza życia. Willi i Rosie mogą być nareszcie szczęśliwi. Końcowa piosenka "Dzisiaj każdy jest Aborygenem" dobrze współgra z mottem filmu: "I Bóg powiedział, niech się stanie światłość. I stała się". Daty seansów:
|